W Wielkanocną niedzielę pogoda dopisała i wybraliśmy się na długi spacer.Na Ukrainie to nie był dzień świąteczny, więc wykorzystaliśmy sytuacje i zaliczyliśmy kilka wystaw.
Ja oczywiście wolałam odwiedzić jarmark rękodzieła.
Nasza eskapada trwała osiem godzin, wróciłiśmy padnięci ale zadowoleni :)
Tydzień później miasto było już gotowe na Prawosławną Wielkanoc.
Odkąd tu jestem obiecywałam sobie, że pójdę zobaczyć jak wygląda święcenie pokarmów w prawosławnej cerkwi,ale jakoś nigdy nie udało mi się wstać w środku nocy.
W tym roku jednak się udało, pojechaliśmy bladym świtem z sąsiadami.
Wierni ustawiają się z koszykami wkoło cerkwi, W drożdżowe paschy wbijają świeczki i czekają.
Pop nie żałuje święconej wody. Zartowaliśmy nawet, że to połączenie święconki i polskiego śmigusa-dyngusa:)
Potem jest juz tylko pysznie :)
Po długich spacerach wieczorami wydziergałam kolejną parasolkę.